Jak obiecałam wcześniej ten post będzie długi i w zdjęcia bogaty także proszę uzbroić się w cierpliwość;) Mój tydzień w Bieszczadach rozpoczął się 19go marca aby móc spokojnie wrócić na święta do domu. Razem z moim Tomkiem spędziliśmy piękne, męczące i bardzo radosne chwile we wsi Przysłup. Wynajęliśmy sobie pokoik w Karczmie Brzeziniak:
Mieszkało się bardzo fajnie. Pokój przestronny, obsługa bardzo sympatyczna, a tylko do zapachu wody trzeba było się przyzwyczaić. Jeśli chodzi o jedzonko to mają tam bardzo smaczne dania. Szczególnie polecam pstrąga z sosem czosnkowym - przepyszny:) Pierwszy dzień spędziliśmy na rozpakowaniu rzeczy i odpoczynku po podróży. Szczególnie dla mnie była męcząca, przy mojej chorobie lokomocyjnej kilkugodzinna droga pokonana autobusami zdecydowanie mi nie służyła. Za to na następny dzień to się działo:)
Widzicie tą wielką górę za karczmą? Tu macie jej zbliżenie. To Smerek - nasz cel na ten dzień. Ponieważ Przysłup znajduje się w takiej okolicy, a nie innej to żeby wyruszyć czerwonym szlakiem najpierw należało do niego dotrzeć. Zmotoryzowanym byłoby łatwiej, a nam zostały nóżki. Do szlaku szliśmy godzinkę, potem się zaczęło. Najpierw przez mostek, elegancko bez zbędnego wysiłku. Później pod górę i pod górę i ciągle pod górę:D Smerek to najwyższy szczyt z tej części Bieszczadów więc to nie dziwota, że byliśmy padnięci już w połowie drogi. Gdy zobaczyłam deszczochron w którym mogłam odpocząć ucieszyłam się ogromnie. Wiatr się spisał i odśnieżył nam jedną ławeczkę:) Ciepła herbata w termosie, kanapka i batonik, niczego więcej mi nie trzeba było. Dalsza droga wcale nie była prostsza, choć pod szczyt mniej stroma. Przebrnęliśmy przez las kilkakrotnie gubiąc drogę. Tym razem jednak (w porównaniu do zeszłego roku) mieliśmy więcej czasu i mogliśmy spokojnie odnajdywać znaki szlaku. Najbardziej mordercza była wspinaczka już na sam czubek. Niehamowany drzewami wiatr dawał ostro do wiwatu i gdyby nie kaptury to pewnie urwałoby nam głowy. Nic jednak nie mogło przeszkodzić nam w zdobyciu tego szczytu. Można powiedzieć, że to była sprawa honoru:)
Ja i Tomek kontra Smerek. Nie lada potyczka, którą udało się wygrać:) Góra ma 1222m n.p.m. Gdy stanęłam na szczycie, z bólu, radości i tych pięknych widoków, miałam ochotę płakać i śmiać się, jednocześnie będąc tak szczęśliwą, że nawet nie jestem wstanie tego opisać. Sople widoczne na krzyżu mają około 10-15cm i są poziome. Daje to wyobrażenie jak tam mocno wieje. Nawet na trawach wystających spod śniegu są poziome:) Następne zdjęcia to już droga w dół.
Wracaliśmy utorowaną przez siebie ścieżką. Nie mogłam się powstrzymać i zostawiłam pamiątkę w postaci bieszczadzkiego aniołka:) Śniegu było po pas. Całą drogę na górę musieliśmy się przedzierać przez zaspy śniegu. Gdy się zapadliśmy trzeba było wychodzić na czworaka bo inaczej się nie dało. Nie mieliśmy rakiet śnieżnych, ale za to stuptuty spisały się na medal:) Podczas powrotu do karczmy nóg praktycznie nie kontrolowałam. Tomek mówił, że miał tak samo. One jakoś same nas niosły słuchając nie wiadomo jakich mocy. Miłym akcentem było zachodzące słoneczko, którego promienie udało mi się uwiecznić na zdjęciu:) Odgłos rzeki, którą się przekraczało na początku uzmysławiał nam, że jesteśmy już blisko szosy. Jeszcze tylko kawałeczek i będziemy na równej asfaltowej drodze, bez potykania się i zapadania w śniegu. Jednocześnie oznaczało to ponad godzinkę marszu do karczmy. Postanowiliśmy w międzyczasie złapać stopa. Samochodem dotarliśmy w 5 minut. W pokoju zaczęliśmy się śmiać i gratulować sobie wyprawy próbując odpocząć na wygodnym łóżku:) W zimowych warunkach pokonaliśmy tą trasę w nieco ponad dwa razy dłuższym czasie niż podają tabliczki informacyjne przy wejściu na szlak. Łącznie zajęło nam to około 8 godzin wędrówki pod górę i w śniegu po pas:)
Kolejne dni opowiem w następnym poście bo ten wyszedł dłuższy niż się spodziewałam:D Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie życząc wszystkiego dobrego:)
Gratuluję zdobycia szczytu! Aż mi się zimno zrobiło!:)
OdpowiedzUsuńBieszczady są przepiekne. Gratulacje zdobycia szczytu!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego wypoczynku i oderwania się od rzeczywistości!Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAle pięknie!
OdpowiedzUsuń