czwartek, 12 kwietnia 2012

Prosiaczek na kołderkę

Udało mi się skończyć prosiaczka, który został zrobiony z myślą o akcji "Kołderki za jeden uśmiech". Prezentuje się tak:


Pierwotny wzór nie spełniał kryteriów jakie były wymagane co do wielkości haftu. Musiałam więc trochę go przerobić. Samego prosiaczka nie było jak powiększyć ale ramka nadała się do tego idealnie. Schowałam go na razie do szuflady. Czeka na wyszycie imienia i miejscowości oraz końcowe pranie. Do wysyłki jest jeszcze trochę czasu, także spokojnie ze wszystkim się uwinę. Życzę wszystkim miłego popołudnia;)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Radosne przewieszki

Święta... eh, szkoda że tak szybko się skończyły. Jednak nie ma co marudzić. Według jednej maksymy należy cieszyć się z tego co się ma. Postanowiłam wykorzystać ten wolny czas i powstało kilka przewieszek:


Każdego rodzaju jest po kilka sztuk. Zaczęło się od motylka na wiosenną wymiankę. Później mój młodszy brat chciał przewieszkę do telefonu więc stworzył wzór (pierwszy uśmiech) Nie widziałam przeszkód i stwierdziłam, że można zrobić jeszcze i inne więc powstał buziak i uśmiech z językiem:) U niego w klasie jak i wśród moich znajomych bardzo się spodobały i przyszło mi robić całą serię na zamówienie. Na ostatnim zdjęciu jest buźka zmodyfikowana przez klienta. Jakby tego było mało na święta przyjechał mój drugi brat, który bardzo chciał breloczek podwójny. Na jednej stronie jego grupa krwi, a z drugiej serduszko. Wzięłam się więc do roboty i nim wyjechał znów do Rzeszowa zrobiłam też drugi aby mógł komuś dać. Prezentuje się tak:


Na zdjęciu są to te dwie przewieszki, jedna pokazana przodem, a druga tyłem. Wzór i kolory wg wskazań na zamówieniu:) Udoskonaliłam też sposób wykończenia tych przewieszek także myślę, że teraz nie będę miała do nich żadnego ale. Najciekawszy jest fakt, iż robię te przewieszki każdemu dookoła, a sama nie mając jestem jak ten szewc co bez butów chodzi. Jednak dziś to się zmieniło, przy moim telefoniku również dynda taka uśmiechnięta buzia:) Troszkę się rozpisałam także będę pomału kończyć. 

Serdecznie pozdrawiam wszystkich komentujących, odwiedzających i zaglądających;)

niedziela, 1 kwietnia 2012

Piękny czas


Witajcie po przerwie:) Chciałam zrelacjonować mój ostatni wypad w Bieszczady:) Przygoda rozpoczęła się 23 marca. Wyruszyliśmy samochodem z Przemyśla w 5 osób. Następne dwie osoby miały dojechać wieczorem. Kierowaliśmy się w stronę Leska. Potem dotarliśmy do wsi Strzebowiska, gdzie mieliśmy zarezerwowany jeden z domków w "Osadzie Magury". Domki drewniane, z kominkiem, łazienką, w pełni wyposażoną kuchnią. Dostępna jest też sauna:) Bardzo przyjemnie się w nich przebywało. Było klimatycznie, zwłaszcza wieczorem, a gwiazdy były tak blisko, aż się prosiły by wyciągnąć rękę i sięgnąć jedną stojąc na tarasie. Sobota rozpoczęła się od pobudki, śniadania oraz szykowania się do pierwszego wypadu. Wybraliśmy się do Chatki Puchatka. Nie obyło się bez przygód i przemoczonych butów. Śniegu było bardzo dużo i gdy noga się zapadła to sięgał prawie do pasa. Na szczęście obyło się bez kontuzji:) Zdjęcia przedstawiają tą drogę i widoki ze szczytu:


Nie zrobiłam zdjęcia samej Chatki i na prawdę nie wiem jak to się stało:P ale podlinkowałam wcześniej do ich strony, także można zobaczyć:) Na górze odpoczęliśmy na ławeczkach i ruszyliśmy na dół. Szło się zdecydowanie szybciej i o wiele więcej śniegu dostawało się do butów. Ja marzyłam tylko o powrocie do domku na obiad i odpoczynku:) Ogólnie powrót był zaplanowany na niedzielne popołudnie ale ja z Tomkiem zarezerwowaliśmy sobie dodatkowe 3 dni w sąsiedniej miejscowości. Gdy nadeszła niedziela rozdzieliliśmy się. My zostaliśmy we wsi Smerek, a reszta ekipy pojechała zdobywać Wielką Rawkę i potem do domu. Mieszkaliśmy w pensjonacie "Paweł nie całkiem święty". Gdy będziecie kiedyś w tamtych okolicach serdecznie polecam to miejsce. Pokoiki śliczne, obsługa przesympatyczna, a jedzonko pyszne i na prawdę można się najeść do syta:) Byliśmy tam do środy. Przez ten czas nie działo się nic nadzwyczajnego, nie licząc zgubienia w lesie przy zdobywaniu góry Smerek. Całe szczęście, że byłam z narzeczonym, który  po odnalezieniu drogi dzielnie mnie zaprowadził bezpiecznie do pokoju:) Po tych akcjach wieczorem bardzo bolały nogi, a rano ledwo zeszłam na śniadanie. Ból szybko został zrekompensowany cudnie spędzonymi chwilami na wędrówkach po okolicach. Nie udało się dotrzeć na szczyty ze względu na śnieg i obawę przed kolejnym przemoczeniem butów. Odkryliśmy jednak fajne miejsca i zakątki, np. punkt czerpania wody na terenie lasu gminy Cisna. Było tam fajne miejsce na ognisko i nie mogliśmy oprzeć się pokusie. Tomek dzielnie zabrał się do roboty:) Kolejne zdjęcia przedstawiają właśnie okolice Smerka:







Ognisko oczywiście zostało starannie ugaszone przez zasypanie go śniegiem, a my ruszyliśmy dalej. Po drodze wpadło mi w ręce trochę szyszek, gałązek z choinek, bazie i piórko więc miałam ładną pamiątkę. Dobrze, że uwieczniłam ją na zdjęciu gdyż teraz to już z niej dużo nie zostało. W środę nastał dzień nieuniknionego powrotu. Po obfitym śniadaniu ruszyliśmy na podbój przystanku autobusowego, z którego autobusem dotarliśmy do Leska, a tam przesiadka i dalej do Rzeszowa. Wieczorem wróciłam do Przemyśla. Bardzo długo będę pamiętać ten wypad i już nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki:) No może z pominięciem zgubienia w lesie:P Biorąc pod uwagę obecną pogodę mieliśmy dużo szczęścia przy wyborze terminu. Było cudownie:)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie:)