niedziela, 1 kwietnia 2012

Piękny czas


Witajcie po przerwie:) Chciałam zrelacjonować mój ostatni wypad w Bieszczady:) Przygoda rozpoczęła się 23 marca. Wyruszyliśmy samochodem z Przemyśla w 5 osób. Następne dwie osoby miały dojechać wieczorem. Kierowaliśmy się w stronę Leska. Potem dotarliśmy do wsi Strzebowiska, gdzie mieliśmy zarezerwowany jeden z domków w "Osadzie Magury". Domki drewniane, z kominkiem, łazienką, w pełni wyposażoną kuchnią. Dostępna jest też sauna:) Bardzo przyjemnie się w nich przebywało. Było klimatycznie, zwłaszcza wieczorem, a gwiazdy były tak blisko, aż się prosiły by wyciągnąć rękę i sięgnąć jedną stojąc na tarasie. Sobota rozpoczęła się od pobudki, śniadania oraz szykowania się do pierwszego wypadu. Wybraliśmy się do Chatki Puchatka. Nie obyło się bez przygód i przemoczonych butów. Śniegu było bardzo dużo i gdy noga się zapadła to sięgał prawie do pasa. Na szczęście obyło się bez kontuzji:) Zdjęcia przedstawiają tą drogę i widoki ze szczytu:


Nie zrobiłam zdjęcia samej Chatki i na prawdę nie wiem jak to się stało:P ale podlinkowałam wcześniej do ich strony, także można zobaczyć:) Na górze odpoczęliśmy na ławeczkach i ruszyliśmy na dół. Szło się zdecydowanie szybciej i o wiele więcej śniegu dostawało się do butów. Ja marzyłam tylko o powrocie do domku na obiad i odpoczynku:) Ogólnie powrót był zaplanowany na niedzielne popołudnie ale ja z Tomkiem zarezerwowaliśmy sobie dodatkowe 3 dni w sąsiedniej miejscowości. Gdy nadeszła niedziela rozdzieliliśmy się. My zostaliśmy we wsi Smerek, a reszta ekipy pojechała zdobywać Wielką Rawkę i potem do domu. Mieszkaliśmy w pensjonacie "Paweł nie całkiem święty". Gdy będziecie kiedyś w tamtych okolicach serdecznie polecam to miejsce. Pokoiki śliczne, obsługa przesympatyczna, a jedzonko pyszne i na prawdę można się najeść do syta:) Byliśmy tam do środy. Przez ten czas nie działo się nic nadzwyczajnego, nie licząc zgubienia w lesie przy zdobywaniu góry Smerek. Całe szczęście, że byłam z narzeczonym, który  po odnalezieniu drogi dzielnie mnie zaprowadził bezpiecznie do pokoju:) Po tych akcjach wieczorem bardzo bolały nogi, a rano ledwo zeszłam na śniadanie. Ból szybko został zrekompensowany cudnie spędzonymi chwilami na wędrówkach po okolicach. Nie udało się dotrzeć na szczyty ze względu na śnieg i obawę przed kolejnym przemoczeniem butów. Odkryliśmy jednak fajne miejsca i zakątki, np. punkt czerpania wody na terenie lasu gminy Cisna. Było tam fajne miejsce na ognisko i nie mogliśmy oprzeć się pokusie. Tomek dzielnie zabrał się do roboty:) Kolejne zdjęcia przedstawiają właśnie okolice Smerka:







Ognisko oczywiście zostało starannie ugaszone przez zasypanie go śniegiem, a my ruszyliśmy dalej. Po drodze wpadło mi w ręce trochę szyszek, gałązek z choinek, bazie i piórko więc miałam ładną pamiątkę. Dobrze, że uwieczniłam ją na zdjęciu gdyż teraz to już z niej dużo nie zostało. W środę nastał dzień nieuniknionego powrotu. Po obfitym śniadaniu ruszyliśmy na podbój przystanku autobusowego, z którego autobusem dotarliśmy do Leska, a tam przesiadka i dalej do Rzeszowa. Wieczorem wróciłam do Przemyśla. Bardzo długo będę pamiętać ten wypad i już nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki:) No może z pominięciem zgubienia w lesie:P Biorąc pod uwagę obecną pogodę mieliśmy dużo szczęścia przy wyborze terminu. Było cudownie:)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie:)

3 komentarze:

  1. Po takim cudownym wypadzie możesz spokojnie wrócić do haftowania z nową werwą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny wypad, uwielbiam górskie wypady, teraz raczej długie spacery i trochę zazdroszczę!Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń