niedziela, 2 lutego 2014

Kartka z pamiętnika

Ostatni post, który pojawił się na blogu jest aż z 13 grudnia, nie żebym była przesądna ale to był piątek;) No i blog zgasł. Tak się potoczyło w moim życiu, że musieliście czekać aż do 2. lutego na kolejną notkę. Przez ten czas wiele się działo. Nawet gdyby doba miała 48 godzin to pewnie i tak ciągle brakowałoby mi czasu na wszystko. Najwięcej zawirowań pochłonęła moja przeprowadzka. Gdybym zmieniała ulicę to pewnie nie byłoby tyle zachodu, ale mi się zachciało powędrować za narzeczonym z jednego końca Polski na drugi:) Dokładniej? Cóż - z Przemyśla w województwie podkarpackim do Gdańska w pomorskim. Przeprowadzka miała się odbyć na sylwestra. Prawie całe święta spędziłam na pakowaniu reszty rzeczy. Dokładnie tak - reszty:) Cały mój dobytek powędrował ze mną. Począwszy od wszystkiego co choć w najmniejszym stopniu służyło do rękodzieła, a skończywszy na wyposażeniu kuchni:D Rzeczy te ładnie popakowane wysyłałam systematycznie paczkomatami, które po przeanalizowaniu dostępnych możliwości wysyłki na polskim rynku okazało się w moim przypadku opcją najtańszą. Nie zmienia to faktu, że razem ze mną w pociągu (na całe szczęście był bezpośredni i nie było tłoku) jechały jeszcze 2 duże, ale to bardzo duże walizy + plecak, równie niemały. Pewnie myślicie sobie, że zwariowałam, ale nie żałuję decyzji - jeszcze:D W końcu czego się nie robi dla miłości;) Kontynuując moje zeznania dochodzę do punktu gdzie te wszystkie walizy i chyba z 15 kartonów (nie liczyłam bo powierzchnia jaką zajmowały w pokoju wystarczająco przerażała) należało rozpakować. Nie wiem czy wiecie ale ja bardzo lubię pakować rzeczy. Mogę je układać, przekładać, wykładać ale rozpakowywać wręcz nie znoszę. Nie wiem dlaczego tak mam ale mam:D Zajęło mi to sporo czasu, ogarnięcie bałaganu jaki narobiłam drugie tyle, a i do tej pory jeszcze nie wszystko jest tak jak, moim zdaniem, powinno być. Jak to mówią, powoli ale do przodu? Hmm... tylko wolę nie wróżyć kiedy mojemu T. skończy się cierpliwość:D W między czasie musiałam jeszcze biegać po urzędach. Zameldowanie, potem 14 dni na wysłanie zaświadczenia do domu, tam mama musiała przejść się do urzędu aby te zaświadczenie dostarczyć i od razu na jego podstawie otrzymać inne dokumenty, które jeszcze tego samego dnia musiała mi odesłać abym ja jeszcze zdążyła z nimi tu na miejscu załatwić wszystkie formalności. Nie wiem kto ustala te terminy ale powinni to jeszcze raz przemyśleć;) Kolejny etap. Szukanie pracy. Przecież nie będę całe życie na utrzymaniu narzeczonego;P Samodzielność finansowa powinna być i się zaczęło od nowa to samo co w Przemyślu - chodzenie, pytanie, czekanie na środki, chodzenie, pytanie i tak w kółko. Cierpliwości mam dużo ale dla biurokracji w urzędach limit się skończył. Parę dni temu się udało:) Nie jest zgodna z moim wykształceniem, ale skoro tam mnie nie chcieli to niech żałują - skorzysta ktoś inny. Cieszę się, że udało mi się znaleźć pracę i będę się jej trzymać:)

W kwestii rękodzieła jest dobrze ale pamiętam lepsze czasy. Do Salu na kołach u Chagi zrobiłam tylko jeden kwadracik, skończyłam Pana Jezusa dla mamy, w między czasie powstało kilka przewieszek, które już poszły w świat i tworzę właśnie dwie zakładeczki ale w tempie nawet nie żółwim, a ślimaczym. Jakoś tak nie mam weny:D Fakt, że ostatnio nie miałam zbytnio czasu na siedzenie z igłą i nitką ale wydaje mi się, że potrzebuję też więcej czasu by tak całkiem psychicznie się zaaklimatyzować do nowego miejsca i ogarnąć te wszystkie sprawy. Niby miałam na to aż miesiąc, ale z drugiej strony to tylko miesiąc;) I strasznie tęsknię za domem:)

Pamiętajcie, nie piszcie postów w piątek trzynastego:D

No to ładne podsumowanie na koniec, prawda?;P

Z życzeniami wszystkiego dobrego w te zimne zimowe dni przesyłam dla Was gorące pozdrowienia i serdeczne buziaki;* :)

7 komentarzy:

  1. To teraz tylko spokojnych dni tego roku życzę i niech sie plany spełniają! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, czyżbyśmy zostały sąsiadkami?? Nie zazdroszczę rozgardiaszu przeprowadzkowego, kiedyś przenosiliśmy się z rodziną trzy razy w ciągu dwóch lat, więc wiem, co to..

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego dobrego w nowym miejscu :-)
    Ja też się przeprowadziłam z miłości :-)
    Trochę mniejsza odległość bo z centralnej Polski pod Krosno ale i tak Cię rozumiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo duża zmiana w życiu:) Gratuluje podjęcia trudnej decyzji:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty sobie wszystko powoli poukładasz :) Wiem co mówię bo ja też kiedyś w życiu podjęłam taką decyzję. Z miłości zrobi się wiele :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja za soba w ciagu ostatnich 6lat mam kilka przeprowadzek, dokładniej to 4.Jedna bardzo drastyczna bo zostawiłam w rodzinnym miescie wszystkich i wszystko.... musiałam....i jak się potem okazało to u mnie najpierw była przeprowadzka a potem miłość. Z czasem było lepiej i lepiej a przeprowadzki następne nie za miłościa bo juz ją miałam ale za pracą, jak nie moja to potem mojego Myszka:) W wakacje tez czeka mnie przeprowadzka- ze względu na żłobek i na początek szkoły średniej Myszki- masakra!!!!! Dlaczego moje dzieci nie mogą chodzić do żłobka i szkoły obok mojej pracy, tylko w miejscu zameldowania???? Chore!!!! Średnia Myszka jest jeszcze w Katowicach w przedszkolu-ale to nam się udało jeszcze za czasów zameldowania właśnie tam, teraz nie mam tam zameldowania tylko w B-nie i kropka!!! do pracy wracam w Katowicach ale niestety- chyba się rozdwoję bo żłobek i szkoła będzie do 16" a w Katowicach koło mojej pracy do 17" tak jak moja praca:) I gdzie tu logika urzędów Państwa polskiego???? A u nas w dodatku obie babcie pracuja, dziadkowie obaj też, pradziadek niestety nie chodzi sam z domu-dzieci nie odbierze...
    Strasznie boję się tej przeprowadzki- no chyba,że zostaje na wychowawczym a potem szukam nowej pracy...brrrrrrrrrrr

    OdpowiedzUsuń
  7. Straszne jest to wszystko - ja nie lubię się pakować na weekend do domu, a co dopiero pakowanie wszystkiego, by jechać na drugi koniec kraju?! Dobrze, że teraz to już za Tobą i pozostało się aklimatyzować - trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń