piątek, 5 kwietnia 2013

Tydzień w Bieszczadach:) - ciąg dalszy;)


Następnego dnia po wypadzie na Smerek ledwo mogłam zejść na śniadanie, nie wspominając o zdobywaniu kolejnych szczytów:) Postanowiliśmy jednak nie siedzieć w pokoju tylko wybrać się na spacer jakąś mało męczącą trasą. Gdy rozchodziłam nóżki potrafiłam chodzić nieco płynniej niż robot więc było dobrze. Postanowiliśmy pójść do Cisnej. Akurat kończyła nam się woda więc przy okazji zrobilibyśmy zakupy i do karczmy wrócilibyśmy autobusem. Jak zostało postanowione tak też zrobione. Przestudiowaliśmy mapę, oprócz drogi głównej była również taka boczna, można ją nazwać wiejską. 


Dzień był pochmurny i od rana była duża mgła, jednak mimo to spacer był bardzo przyjemny. Na początku wędrówki spotkaliśmy psiaka - taki rudawy kundelek. Nazwałam go "Mucha" gdyż pojawił się tak nagle jak piesek Ani, bohaterki bajki o Anastazji;) No więc Mucha towarzyszył nam do samiutkiego końca. Wędrowaliśmy drogą o dziwo odśnieżoną, mimo, że prowadziła nas, jak alejka w parku, między drzewami. Wiła się to prosto, to pod górę, to w prawo lub lewo. Co jakiś czas prowadząc nas nad strumykami. Prawdopodobnie leśnicy jeżdżą nią przez las i dlatego była tak dobrze odśnieżona. Momentami czułam się jak w jakimś tunelu. Nie pamiętam dokładnie ile czasu nam zajęło dotarcie do Cisnej, ale kilka ładnych godzin, zwłaszcza, że tempo nie było specjalnie szybkie:) Na miejscu szybkie zakupy i powrót autobusem, jak to było zaplanowane. Mucha musiał niestety wracać piechotą i ciężko było mi go zostawić. Bałam się też, czy aby na pewno będzie potrafił wrócić sam do domu. Na szczęście jak się później okazało moje obawy były bezpodstawne.

Kolejny dzień zapowiedział się niezbyt przyjemnie. Silny wiatr i padający śnieg to nie był miły początek. Śniadanie dało dużo energii więc mimo aury zdecydowaliśmy ruszyć się z pokoju. Wędrówka po szlakach była niemożliwa. Ponieważ w Cisnej nie zdążyliśmy odwiedzić poczty dlatego tym razem wybraliśmy się w przeciwnym kierunku, a mianowicie do Wetliny. 


Nie było żadnej bocznej drogi dlatego szliśmy szosą. Przystanki autobusowe okazały się tego dnia zbawienne, można było w nich schronić się przed wiatrem, odpocząć i ogrzać herbatką. Szliśmy 3 może do 4 godzin. Przekroczyliśmy rzekę "Wetlinka" i jeszcze kawałek dzielił nas od tamtejszego oddziału poczty. Na miejscu byliśmy o 12.20. Może ta informacja nie byłaby warta uwagi, gdyby nie fakt, że o 12.30 poczta zostaje zamknięta. Aby było ciekawiej ogólnie jest czynna tylko przez godzinę - od 11.30. Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się zdążyć przed zamknięciem i w ogóle z wyrobieniem w odpowiedniej godzinie:D Po kompleksowych zakupach (widokówki, koperty i znaczki) wróciliśmy do karczmy tradycyjnie autobusem. Powrót do cieplutkiego pokoiku po tej eskapadzie był niesamowitą ulgą dla mych policzków;) Po obiadku wypełniliśmy pocztówki i odpoczywając rozmyślaliśmy o następnym dniu. 

Długo nam to czasu nie zajęło bo przecież należało wysłać widokówki więc znów czekała nas podróż do Cisnej. W sobotę wszystkie poczty są nieczynne, ale skrzynki pocztowe są dostępne 24/h;) Znów spotkaliśmy Muchę i od razu humor poprawił mi się jeszcze bardziej;D Pogoda była o wiele ładniejsza i zdjęcia również ładniutkie wyszły:)



Prawda, że widoczki wspaniałe?:) Gdy wróciliśmy do pokoju na parapecie usadowił się piękny kot, który dostał imię "Ryś". Wzięło się to stąd, iż Tomek pierwszy go zobaczył i mówił abym się nie ruszała bo ryś jest na parapecie i zachowywał się tak jakby naprawdę był tam prawdziwy ryś więc ja się dałam nabrać. No i nasz kocurek został Rysiem;) 

Niedziela - ostatni dzień pobytu. Chcieliśmy zdobyć jeszcze jeden szczyt, tak na miłe zakończenie. Wybraliśmy Fereczatą. 


Na tym dużym zdjęciu widać przysypaną drogę. Musieliśmy ją pokonać oraz inne odcinki całkowicie zasypane. Przedzieraliśmy się przez te zaspy po czym weszliśmy w las gdzie drzewa troszkę osłaniały szlak przed wiatrem, który nawiewał śnieg. Były też ślady więc ktoś już przed nami tamtędy chodził. Nasza wyprawa skończyła się jednak w połowie trasy. Nieoczekiwanie urwała się droga. Tabliczka informowała o robotach drogowych, a taśma zagradzała dalszą drogę. Nie pozostawało nam nic innego jak wrócić. Jednak do karczmy szliśmy boczną drogą, która w pewnym momencie łączyła się z tą prowadzącą do Cisnej.

Tamten tydzień bardzo szybko zleciał, ale na długo zostanie w pamięci. Było cudownie:) A tu czekaliśmy w poniedziałek na autobus, który miał nas zabrać do domu:D



Pozdrawiam Was tym razem słonecznie aby rozproszyć te ponure chmury nad nami:) i życzę wszystkiego dobrego:)

3 komentarze:

  1. Piękne widoki, ja byłam tam tylko latem, tez zachwycający krajobraz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko Ci pozazdrościć :)
    Zapraszam po wyróżnienie :)

    OdpowiedzUsuń